Wróciłam i żyję
No i nareszcie w domku! =]
Pobyt u babci był powiedzmy UDANY! Nawet rozmowa z Wandzią była miła (aż sama w to nie mogę uwierzyć). Z góry z tego miejsca chcę przeprosić Magdę za to, że nie przysłałam jej kartki, ale na 7 dni pobytu tylko 2 pierwsze dni nie padało. A ponieważ do najbliższego sklepu z kartkami było dobre 6 km, to nie chciało mi się po nie zapierniczać w taki deszcz. Nie padało jedynie wieczorem, więc mogłam spokojnie chodzić na spacery z przystojnym brunetem o imieniu Przemek, którego zdjęcie tutaj zamieszczę jak tylko będę je miała (cholera nic tylko dziabać takie ciacho, aż mi się do domu nie chciało wracać!). w dzień rozrywki dostarczało mi rzucanie psem rasy York. Jeszcze przed wyjazdem zastanawiałam się, dlaczego ja tego kurdupla tak nie lubię, ale przypomniało mi się to wraz z jego imieniem. Otóż owy pies wabi się WEKTOR! A rzucam nim dlatego, że jego imię kojarzy mi się z fizyką i matematyką, których bardzo nie lubię =P
A teraz drodzy państwo zmywam się na spotkanie ze stęsknionymi za mną (o dziwo i aż niewiarygodne) znajomymi. Życzę udanego tygodnia!