Spoko loko, luz i spontan!
Po maturkach próbnych... Mały kamień spada z serca, a robi się jeszcze większy o wyniki. Polski skończyłam pisać godzinę przed czasem, ale chyba pomyrdały mi się ze sobą dwie lektury i raczej z tego dużo punktów mieć nie będę. Angielski poszedł dość dobrze i tego się obawiam, że aż za dobrze (przecież ja nie wzięłam ani jednej książki ani zeszytu żeby cokolwiek powtórzyć coś z jakiegokolwiek przedmiotu!). W piątek była biologia... Oczywiście pytania z genetyki i ekologii wytrącały mnie lekko z równowagi, ponieważ są to dwa działy, których po prostu NIENAWIDZĘ!
A potem okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują... Angielski zdany na 80% (może być), biologia zdana na 72% co okazało się najlepszym wynikiem w klasie z poziomu podstawowego (czyli całkiem nieźle!). Niestety wyników z polskiego jeszcze nie ma, ale nie widzę tego, skoro koleżanka Łośka (która z polskiego zazwyczaj była bardzo dobra) nie zdała tej matury, a podobno, że jeśli byłaby to matura prawdziwa, to nie zdałaby jej jeszcze bardziej... KA PO WA TO!
W takim wypadku pozostaje mi się tylko modlić, żeby prawdziwe matury z angielskiego i biologii były tak banalne jak te próbne. Marzenia....