Pada śnieg, pada śnieg....
Miesiąc listopad.... kapowato trochę, ale trudno. 27 października byłam na nocy grozy i horroru w Katowickim Heliosie. Zepertuar zapowiadał się całkiem nieźle: „Omen”, „Wzgórza mają oczy”, „Demon – historia prawdziwa” i „Silent Hill”. Niestety tylko się zapowiadał... Omen – identyko co stary tylko na nowej taśmie, z nowymi aktorami i jakieś nieliczne nowe sceny. Wzgórza – totalna patologia. Demon – najlepszy z nich wszystkich i gorąco polecam. Silent Hill – dobry, aczkolwiek myślałam, że będzie lepszy. Dzień 2 listopada zwalił mnie z nóg. Wstaję rano do szkoły i.... i mam ochotę się spowrotem położyć do niego. A dzień wcześniej mama dzwoniła, że szykuje sobie krótki rękawek i klapeczki, bo wybiera się na spacer... Za to ja wyciągam szalik z rękawiczkami (bez czapki, bo i tak mi się na glowe nie zmieści), odkurzam sanki i idę na nich pozjeżdżać z górki, o! Tylko może jeszcze poczekam jak więcej śniegu napada. Za półtorej tygodnia próbne matury... Oczywiście jeszcze się nawet nie zabrałam za powtarzanie biologii. Z polskiego to tak trochę coś zajrzałam do starego zeszytu, ale z angielskiego za to kompletnie nic. Może nie zdam tej matury jako orzeł, ale jako koliber na pewno... A teraz spieprzam uczyć się radzieckiego, bo przecież to najważniejszy przedniot w szkole... Pffff....