Po chlaniu - kac. Po gzianiu się - urojona...
No i dopadła mnie powinność nakarmienia bloga.
Z soboty na niedzielę byłam na imprezie urodzinowej. Musze się przyznać, że się opiłam (niestety). Wróciłam do domu coś koło 5 rano. Spałam do prawie 9.20. Potem przyszła moja Dziadyga Piekielna i siedziała prawie do 15. Przysnęłam sobie o jakiejś 16 i wstałam o 19. Pouczyłam się trochę i poszłam spać o 23.30. W ciągu dnia nic się nie działo, byłam trzeźwa o znakomitym humorze. A dzisiaj rano co? Wstaje i mnie cholernie głowa boli! Do tego taki niemiły posmak w ustach. Jednym słowem: KAC! Nie ma co muszę mu przyznać, że refleks ma świetny! Całe 7 godzin w szkole chodziłam zmięta i bulgotałam coś pod nosem jak zombie... Wyobrażacie sobie, że pod koniec już nawet nie miałam siły by dopierniczyć kumpeli za to, że nazwała mnie wredną suką, po tym jak jej powiedziałam „kilka niemiłych słów” (jestem z nich kurewsko dumna!). Do tego jeszcze od rana afera. Znajoma lata i wrzeszczy mi do ucha, że chyba jest w ciąży. Potem jęczała mi nad uchem, że mam iść z nią do apteki po test ciążowy, a żeby tego było mało, to JA miałam go kupić, bo ona się wstydzi... NOŻ KURWA! A gzić się nie wstydziła! Sama dokonała owego zakupu i zrobiła test. Okazało się, że było w chuj krzyku o nic, bo nie będzie mamusią. A mnie od tego jeszcze gorzej głowa boli =/
Na koniec apel do ludzi płci żeńskiej:
Dziewczyny gzijcie się z zabezpieczeniami, żeby potem nie psuć zdrowia koleżanką!
Z góry dziękuję