Oto opowieść dlaczego wziuuum o mało co nie wyleciała z klasy:
Posiadam w klasie pewną Tereskę, która do wszystkiego i zawsze musi wtrącić swoje 3 grosze. Nie wiem rodzice ją nie kochają, zamykają ją w piwnicy, kuferku lub strychu i nie ma się komu wygadać więc nadrabia to w szkole. No za chuja nie wiem! Owa T. opiekuje się dziennikiem, czyli za wszystkie jego uszkodzenia odpowiada ona. Profesor od fizyki wpisał oceny ze sprawdzianu, więc na przerwie podchodzę do niej i proszę o dziennik. I co słyszę w odpowiedzi, że mi kurwa nie da. Uświadamiam ją, że prawdo wglądu do dziennika i sprawdzenia swoich ocen mają wszyscy uczniowie. A ta do mnie z ryjem, że mi nie da, bo dopisujemy i zmieniamy sobie oceny. No szkoda Cię dziwko zajebana. Dziennik ostatni raz miałam w swoich rękach chyba w marcu. Następnie powiedziała mi moją ocenę, bo rzekomo tak jej się spojrzało. Wkurwiłam się. Zadałam pytanie: Tereska który masz nr w dzienniku? Łaskawie odpowiedziała mi, że 18 (a ja mam 2). Więc wydarłam się na nią, że od nr 2 do 18 jest prawie połowa dziennika i niech spierdala od górnej części i patrzy tylko na swój numerek. Po czym żeby zmienić temat, żebym się na nią nie darła (bo wiedziała, że mam rację, gdyż poparła mnie koleżanka Ina) stwierdziła, że ja sobie poprawiałam ocenę a Ina trzymała mi dziennik. No teraz to wkurwiłam się z Iną na całego.
Następnego dnia na języku polskim interpretowaliśmy wiersz Grochowiaka „lekcja anatomii”. Ponieważ profesorka widziała, że nie idzie nam jego interpretacja (jak zwykle) zaczęłam nam go sama omawiać, a my mieliśmy sobie zapisywać to co mówi, żeby potem przy odpowiedzi, tak ładnie jak ona, to opowiedzieli. No ale podczas dyktowania notatki przez panią profesor T. cały czas pierdoliła coś 3 po 3 niby to próbując odgadnąć myśli naszej profesorki. Niestety jej myśli szły w całkiem innym kierunku i do tego zagłuszały profesorkę. W końcu polonistka prosi kolegę Ł. który przez podniesienie ręki chciał coś stwierdzić – zapytać. Zaczął mówić a razem z nim T. Już mi nerwy puściły!
Ja: Teresa zamknij w końcu dziób! Teraz mówi Ł. a nie ty! A do tego cały czas się wtrącasz i jemu i pani profesor.
T: No teraz to Ty mi przerwałaś!
Profesorka: Nie kłóćcie się!
Ja: To ona przerywa wszystkim cały czas i zagłusza mi panią profesor swoją bzdurną paplaniną, a chciałabym sobie z tego zrobić notatkę!
Profesorka: To może Karolina i Teresa wyjdą na korytarz...
Ja: O nie pani profesor! Bo ją normalnie zabiję na tym korytarzu!
Profesorka: No to może jednak zostańcie (uśmiech)
O dziwo T. się uspokoiła!
Po lekcji podchodzi do mnie kumpel i podaje mi rękę. Wszyscy wiedzieli o co chodzi, bo jak na razie, to zawsze tylko on zwracał uwagę T. żeby w końcu się zamkła.
Moja wkurwa na nią trwała od piątku do poniedziałku, a to dlatego że właśnie w poniedziałek mam pierwsze dwie godziny polskiego. Wiedziałam, że znowu będzie nawijała jak najęta! T. wchodzi do klasy przed lekcją ja wychodzę, żeby jej nie zabić. Myślę sobie, że dziś bankowo wylecę z sali. Nadszedł czas lekcji i od pierwszych sekund wejścia profesorki do klasy Teresa zaczyna nawijać! Z nerwów złapałam z całej siły za bicepsa Gohy, niechcący drapiąc ją przy tym. Ale, ale, ale! Profesorka zaczyna ją uciszać! Przez całą lekcję ją uciszała, kiedy zaczynała coś klepać nie proszona o głoś! To było CUDOWNE! Nawet na biologii, była uciszana przez profesorkę!
No i nie wyleciałam z klasy, to już duży sukces. Niestety do końca roku szkolnego jest jeszcze dużo czasu i może mnie to jeszcze spotkać. Ale co tam, ważne żeby Teresa zamkła mordę!